Na muzeum trzeba minimum 20 mln zł. Wicemarszałek Norbert
Mastalerz z SLD, który głosował przeciw tej inwestycji,
mówi, że koszty będą jeszcze wyższe o 10 mln. Problem w tym,
że na budowę jest dziś tylko 2,9 mln zł (2,1 mln z kontraktu
wojewódzkiego i 800 tys. jako wkład własny województwa). Nie
wiadomo też, czy w przyszłym roku Podkarpackie dostanie w
ogóle jakieś pieniądze na muzeum. Dlatego, że 2002 to
ostatni rok funkcjonowania kontraktu wojewódzkiego w obecnym
kształcie. W dodatku o budowę muzeum w Katowicach stara się
"lobby śląskie", które będzie zabiegać o pieniądze rządowe.
- Nie sądzę, żebyśmy ich pokonali - przyznaje Mastalerz.
Poseł Jan Tomaka z PO dodaje, że jeśli w budżecie na 2004 r.
nie będzie zagwarantowanych pieniędzy, budowa muzeum w
Przemyślu jest zupełnie nierealna. - Nie ma nigdzie
napisane, że rząd da potrzebne 20 mln zł - mówi. - Jeśli nie
ma gwarancji rządowych, dziwi mnie decyzja o budowie muzeum.
Nie wiadomo, czy środki na nowy gmach będą też w budżecie
województwa na 2004 r. - Prawdopodobnie ich nie będzie -
przyznaje Tadeusz Sosnowski, wicemarszałek województwa z PSL.
Jednocześnie już dziś pojawiają się głosy, że pieniądze na
muzeum w Przemyślu mogą się znaleźć, ale kosztem innych
inwestycji, np. remontów dróg, czy wkładu własnego
województwa podkarpackiego w inwestycje finansowane z
pieniędzy Unii Europejskiej.
Budowa muzeum podzieliła nie tylko zarząd, ale także
polityków PSL. Przeciw budowie głosował Norbert
Mastalerz z SLD i Jan Burek z PSL. "Za" był marszałek
Leszek Deptuła i Tadeusz Sosnowski. Przy równowadze
zdecydował głos Deptuły. Alternatywą dla budowy był
remont kamienic przy ul. Dominikańskiej w Przemyślu.
Według szacunków, miał on kosztować 8 mln zł. Pojawiają
się jednak głosy, że mógł kosztować znacznie więcej.
Może Unia pomoże
TADEUSZ SOSNOWSKI, wicemarszałek województwa, głosował
za budową muzeum: - Liczymy na pomoc ministra kultury,
który zadeklarował utworzenie środka specjalnego, który
ma pochodzić z 1-procentowego odpisu z Totalizatora
Sportowego. Liczymy też na pomoc ze środków UE.
- Mam poważne obawy, czy postanowienie o chęci budowy
nie jest porywaniem się z motyką na słońce - powiedział
jeden z radnych wojewódzkich. - Przecież władze
Podkarpacia mają na razie tylko 10 procent pieniędzy
potrzebnych na całe przedsięwzięcie. Jeśli nawet od
samego początku mówiło się o chęci budowy, to uważam, że
należało wybrać dużo tańszy projekt od tego, który
spodobał się komisji konkursowej. Może się okazać, że za
jakiś czas, np. Najwyższa Izba Kontroli zakwestionuje
ten wybór, powołując się na ustawę o zamówieniach
publicznych.